wtorek, września 12, 2006

Kurytyba...

Brazylia jako jedyny z południowoamerykańskich krajów bezkrwawo i bezwojennie uzyskał suwerenność, więc oczywiście musi bardzo hucznie obchodzić dzień niepodległości - 7 września. A było to tak. Gdy w roku 1807 Napoleon ze swoim dzielnym, francuskim wojskiem (ale ładny oksymoron mi wyszedł) zmierzał w kierunku Półwyspu Iberyjskiego, jeszcze dzielniejszy portugalski dwór postanowił się ewakuować do swojej zamorskiej kolonii. Do tego czasu Brazylii była traktowana przez Portugalczyków raczej eksploatacyjnie. Tu coś wydobyć, tu coś zasadzić, tu coś ściąć, ale osiedlić? W życiu...

Niemniej jednak w roku 1807 musiała nastąpić pewna zmiana. Razem ze sobą król przywiózł cały dwór, 60 tysięcy książek, malarzy, rzeźbiarzy, pisarzy, architektów, naukowców, piekarzy, żeglarzy, rusznikarzy, poetów, błaznów, muzyków i niemałą rzeszę kurtyzan. Życie kulturalne w Brazylii zaczęło rozkwitać. Dla przywkłych do cywilizacji Europejczyków ciągle był to bardzo egzotyczny kraj. Gdy w 1812 roku dzielne, francuskie wojska dokonywały taktycznego odwrotu spod Moskwy portugalski król zaczął przebąkiwać coś o powrocie do ojczyzny. Na wszelki wypadek postanowił odczekać jeszcze trochę czasu.

Problem był taki, że jego najstarszemu synowi Pedro II życie wśród książek, malarzy, rzeźbiarzy etc. bardzo się spodobało i nie miał najmniejszego zamiaru wracać do Europy. Został więc na miejscu i w 1822 roku ogłosił niepodległość Brazylii, a siebie samego imperatorem. Portugalia nie protestowała za bardzo.

Na skutek tych wydarzeń w roku pańskim 2006 Brazylijczycy mieli wolne w czwartek. Długi weekend nie jest zjawiskiem typowym dla Europy więc wszyscy zrobili tu sobie piknik. My też...

Pojechaliśmy na 4 dni do Kurytyby, jakieś 400km na południowy-zachód od Sao Paulo. 9 osób, dwa samochody: Aga, Dragan, Filipe, Fabiano, Bennoit, Fanja, Katalina, Angela i ja + Fiat Palio i Opel... przepraszam, Chevrolet Vectra. A wyglądało to tak:

..:: Joinville, aleja palmowa ::..

..:: Joinville, dzwonnica katedry ::..

..:: Joinville, widok ogólny ::..

..:: Czasami tęsknię za długimi włosami ::..

..:: Jednak w Brazylii są też ładne miejsca, Morretes ::..

..:: Droga nad morze, gdyby nie chmury widać by było zatokę ::..

..:: W dzielnicy włoskiej robią wino w takich budynkach, Kurytyba ::..

..:: Zmarznięte misie przed palmiarnią, Kurytyba ::..

..:: Pociąg do europejskiego luksusu, Kurytyba ::..

..:: Przystanki autobusowe, Kurytyba ::..

..:: Gdzieś na trasie ::..

..:: "A Irlandia podobno jest taka zielona, jak włosy syreny o świcie..." :] ::..

..:: Żeby nie było, że w domu siedzę i szukam na google zdjęć z Brazylii :] ::..

..:: I tak przez 400 km... ::..



..:: Tak wyglądają parki miejskie w Brazylii, Kurytyba ::..

Ruszyliśmy w czwartek o 5 rano, żeby uniknąć typowych w Sao Paulo korków. Prawie się udało. Pogoda nie zachęcała do podróży, ale postanowiliśmy być twardzi. 6 stopni, ale w końcu nie takie mrozy się przetrwało. Filipe wypożyczył samochód, zadziałał skromnie i na kilka dni stał się posiadaczem Chevroleta Vectry. Jak na warunki brazylijskie auto miało maksymalne dostępne wyposażenie. Z europejskiego zestawu fabrycznego brakowało tylko poduszek powietrznych. Przy okazji dowiedziałem się, że w Brazylii za ogrzewanie w samochodzie należy dopłacić, a ABS i wspomaganie kierownicy są na razie w fazie testów.

Droga upłynęła szybko, bezstresowo i przyjemnie. Na miejsce dotarliśmy cali i bez większych przygód. Po przyjeździe poszliśmy na obiad, a potem połaziliśmy po Kurytybie. Park, starsza część miasta, katedra, palmiarnia. Wieczorem Filipe chciał nam zrobić niespodziankę i zabrać nas do polskiej restauracji. Wyszukał gdzieś w informatorze turystycznym adres i przez 1,5h szukaliśmy miejsca. Na szczęście ktoś życzliwy powiedział nam, że knajpkę zlikwidowano, więc musieliśmy się zapchać pizzą.

Mieliśmy nadzieję się ogrzać w hotelu. Gdy okazało się, że klimatyzator w naszym pokoju jest zepsuty, pani w recepcji zamieniła nam wszystkim piętra. Ale summa sumarum miło było mieć prysznic z dwoma kurkami i normalnym ciśnieniem wody. No i ciekawa była wyprawa do sauny z elektrycznym piecykiem i marmurową podłogą.

Z Kurytyby jest około 100km do morza. Rzut beretem, a droga jest bardzo malownicza, więc wybraliśmy się na przejażdżkę. Po drodze jest mnóstwo starych, uroczych miasteczek, więc przystanków było bez liku. Piraquara, Morretes, Antonina. Wszystkie podobne i w europejskim stylu. Po obiedzie wróciliśmy do Kurytyby i zaczęliśmy oglądanie parków miejskich, które w tym mieście są prawdziwymi dziełami sztuki. Przed snem mała wyprawa do dzielnicy włoskiej.

Joinville jest uważane za "niemieckie"miasto w Brazylii. Faktycznie mnóstwo tam imigrantów z Niemiec, a nad miastem góruje 10-piętrowy Tannenbaum Hotel zwieńczony pięknym, alpejskim dachem. Próbowaliśmy znaleźć w mieście jakąś miła kawiarenkę, by się kawy napić. Po 2h szukania poszliśmy do centrum handlowego, bo nigdzie nic nie było.

Ostatniego dnia zjeździliśmy wszytskie pozostałe w Kurytybie parki i pojechaliśmy do domu. Kilka godzin podróży, 50-kilometrowy korek przy wjeździe do Sao Paulo i już o 1 w nocy można było iść spać...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

suuper widoki :)

pozdrawiam!!

Anonimowy pisze...

Tak sobie myślę... czy w Brazylii najpopularniejszymi bananami są banany Chiquity :)?

Anonimowy pisze...

ого!.... и такое бывает!...