Taksówka na lotnisko znów była ciekawym przeżyciem. Stanęliśmy z bagażami na rogu i machnęliśmy ręką. Zatrzymały się trzy. Zapytaliśmy pierwszego kierowcę o cenę za przejazd na lotnisko. Otaksował nas wzrokiem i zażyczył sobie 25US$. Odprawiliśmy go z kwitkiem i podeszliśmy do drugiego. Facet był mądry, bo widząc, że spławiliśmy poprzedniego, powiedział normalną cenę - trzykrotnie niższą.
Lot nad górami w drugą stronę był równie inetersującym przeżyciem jak pierwszy.

Arequipa położona jest na pustynnym płaskowyżu na wysokości 2300m n.p.m. w cieniu trzech wulkanów. Tylko jeden z nich jest ciągle czynny i jeśli wybuchnie Arequipa zostanie zrównana z ziemią. Mieszkańcom jakoś to specjalnie nie przeszkadza, ponieważ ostatni erupcja miała miejsce 400 lat temu. Życie miastu daje przepływająca przez nie rzeka. W odległości kilkudziesięciu metrów od jej brzegów znajdują się pola uprawne, a poza granicą nawadniania znajduje się prkatycznie tylko piasek. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby koryto wyschło.
..:: Życiodajna woda ::..

Na lotnisku przywitał nas pan z hotelu i zawiózł nas do miejsca zwanego Casa Arequipa. Hotel był po prostu przepiękny. Znajdowało się w nim 7 pokojów. Każdy miał swoją własną nazwę i były urządzone za pomocą starych, odrestaurowanych mebli. Katarina u siebie miała łoże z baldachimem, a w naszym pokoju znajdowały się dwa gigantyczne łóżka, stary fotel, wielka, prawie jak narnijska, szafa, a w wazonie na stoliku obsługa umieściła świeże kwiaty. Efekt był naprawdę niezły, a odczucia pałacowe. Aż szkoda, że spędzaliśmy tam tylko jeden dzień. Motywacja do opuszczenia pokoju nie była zbyt duża.
Na szczęście zmusiliśmy się do wyjścia i wyszło nam to na dobre. Miasto jest bardzo, ale to bardzo ładne. Wąskie brukowane uliczki, stare budownictwo i mnóstwo bardzo przyjemnie wyglądających knajpek. Atmosfera miejsca sprawiała, że jak na Peru czuliśmy się stosunkowo bezpiecznie. Praktycznie z każdego miejsca w mieście można zobaczyć jeden z ośnieżonych, wulkanicznych szczytów. Dodaje to miejscu dodatkowego uroku.
Zdecydowaliśmy się po dwugodzinnym spacerze zjeść przyjemną kolację w jednej w włoskich knajpek. Odniosłem wrażenie, że generalnie śródziemnomorska kuchnia jest ogromną inspiracją dla miejscowych kucharzy, którzy w sztuce przyrządzania pizzy pewnie już dawno prześcignęli włoskich mistrzów. Po kolacji wzięliśmy miejscową taksówkę (3zł) i wróciliśmy do naszego miejsca zamieszkania.
Miasto jest naprawdę prześliczne. Zważywszy jeszcze na obsługę hotelu (dla zainteresowanych przypominam - Casa Arequipa), która była gotowa zrobić dla nas praktycznie wszystko możemy uznać pobyt w Arequipie za wyjątkowo udany.
Na szczęście zmusiliśmy się do wyjścia i wyszło nam to na dobre. Miasto jest bardzo, ale to bardzo ładne. Wąskie brukowane uliczki, stare budownictwo i mnóstwo bardzo przyjemnie wyglądających knajpek. Atmosfera miejsca sprawiała, że jak na Peru czuliśmy się stosunkowo bezpiecznie. Praktycznie z każdego miejsca w mieście można zobaczyć jeden z ośnieżonych, wulkanicznych szczytów. Dodaje to miejscu dodatkowego uroku.
Zdecydowaliśmy się po dwugodzinnym spacerze zjeść przyjemną kolację w jednej w włoskich knajpek. Odniosłem wrażenie, że generalnie śródziemnomorska kuchnia jest ogromną inspiracją dla miejscowych kucharzy, którzy w sztuce przyrządzania pizzy pewnie już dawno prześcignęli włoskich mistrzów. Po kolacji wzięliśmy miejscową taksówkę (3zł) i wróciliśmy do naszego miejsca zamieszkania.
Miasto jest naprawdę prześliczne. Zważywszy jeszcze na obsługę hotelu (dla zainteresowanych przypominam - Casa Arequipa), która była gotowa zrobić dla nas praktycznie wszystko możemy uznać pobyt w Arequipie za wyjątkowo udany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz