czwartek, grudnia 14, 2006

Buenos Aires - pierwsze wrażenie

Literatura pełna jest podnoszących na duchu opisów osób, które miały okazję zaobserwować widok zapierający dech w piersiach. Liczba przenośni i epitetów, które starają się dokładnie zobrazować reakcję jaka towarzyszy ujrzeniu Edenu, raju utraconego, gołej niewiasty, rajskiego ptaka, Hadesu, trzydziestotysięcznej, ciężkozbrojnej, maszerującej armii jest niezliczona. Ich ilość i różnorodoność jest odwrotnie proporcjonalna do prawdopodobieństwa zaistnienia takiej reakcji i jej realizmu. Prostym słowem - gdy zawsze czytałem o facecie, któremu się trzęsą nogi, serce wariuje od zawrotnych palpitacji etc. to wiedziałem, że takie reakcje nie miały miejsca, a autor nie miał pojęcia jak opisać właściwie widok roztaczający się przed oczami bohatera, więc skupiał się na nim. Nieskomplikowane, prawda?

Tym większe było moje zdziwienia, gdy już opuściliśmy lotnisko Ezeiza w Buenos Aires i ruszyliśmy taksówką w kierunku miasta. Okazało się, że faktycznie widok może spowodować dłuższy bezdech i milczenie. To co się roztaczało przed naszymi oczami nie było może piękne, ale powodowało autentyczne wzruszenie. Po miesiącach spędzonych na "podziwianiu" brazylijskiej dziczy, boliwijskiej biedy i peruwiańskiego natręctwa równo przystrzyżone, zielone trawniki, małe, kolorowe i eleganckie domki były ożywczym tchnieniem europejskiej cywilizacji, które zawróciło nam w głowach. A widok drzew iglastych, tak piękniejszych od tych wszystkich palm, wręcz wyciskał łzy z oczu... Wszystko skąpane październikowymi promieniami słońca sprawiało wesołe, wiosenne wrażenie, a ludzie zmuszeni 30-stopniowym upałem do ograniczenia liczby noszonych ubrań byli jacyś tacy ładniejsi.

Po przejechaniu kilkunastu kilometrów, gdy nasze spragnione porządku dusze zostały nakarmione, okazało się, że biedniejsze dzielnice wcale nie różnią się za bardzo ubogich budynków w Sao Paulo, choć i tak mimo wszystko były trochę czystsze. A może to uradowane widokami oczy ubarwiały rzeczywistość...

Brak komentarzy: