sobota, sierpnia 05, 2006

Arrival

Słońce wstaje o 7 rano, zachodzi o 5.30 popołudniu. Zawsze sie zastanawiałem, jak to jest możliwe, kiedy czytałem o tym, że na równiku słońce wstaje i zachodzi praktycznie błyskawicznie. Sao Paulo znajduje się na zwrotniku koziorożca, ale praktycznie nie ma tej fazy przejściowej - zmierzchu i świtu. Tylko szast-prast, jasno, ciemno. Śmieszne...

Drogi w Brayzlii są bardzo swojskie. Zupełnie jak w Polsce. Krajobraz z lotniska do centrum jest strasznie obcy. Niby wszystko jest podobne, ale na każdym kroku czuje się, że to jednak inny świat... Korki są GIGANTYCZNE. W związku z tym kwitnie handel obnośny pomiędzy samochodami. U nas sprzedają tak gazety i myją szyby. Tu można kupić w ten sposób dosłownie wszystko... widzieliśmy faceta, który biustonosze miał w swoim asortymencie...

Myśleliśmy, że centrum będzie bardziej europejskie. Nic z tego. Środek miasta położony jest na wzgórzach. Jedne wieżowce wyrastają ponad inne. Wygląda to niesamowicie. Jak w jakimś filmie science-fiction. Miałem wrażenie, że z jakimś konwojem wjeżdżamy do jakiegoś niesamowitego, wielopoziomowego Gotham City. Brakowało tylko wieżyczek strzelniczych na dachach samochodów :P

Dotarliśmy na miejsce zamieszkania. Ładny, niewysoki, 10-piętrowy budynek z elementami kolonialnymi w wystroju. Przejście przez bramę, w holu jak w amerykańskich wieżowcach z lat 30-tych siedzi przy małym biureczku samotny strażnik, windy z drewnianymi drzwiami. Ma swój styl...

Apartament nr 402. Fabiano zapytał się jakiegoś kolesia wychodzącego z budynku, gdzie, co i jak. Okazało się, że facet wychodził akurat od nas. Dał wskazówki i już...

Otwarliśmy drzwi rezydencji Boulevard (jak to miejscowi nazywają). Oczom naszym ukazał się mały salonik z grającym na maksa telewizorem. Przed telewizorem na materacu spał, jak się potem okazało Joao Luis - nasz gospodarz.

Mieszkanie było fajne. Długi korytarz z odchodzący od salonu z pokojami po bokach kończył się łazienką. Wszystko byłoby super, gdyby nie to, że mieszkanie wyglądało jak Sabinki po 10 imprezach i takiż zapach się unosił. Obejrzeliśmy wszystko, znaleźliśmy jeszcze jednak śpiocha, jak się potem okazało - Justina, drugiego współlokatora i przystąpiliśmy do budzenia gospodarza.

Joao Luis okazał się bardzo sympatyczynym facetem, mówiącym dziwnym angielsko-portuglasko-francuskim narzeczem, ale nie udało mu się do końca wytrzeźwieć po wieczornej imprezie. Pokazał nam nasz pokój i poprosił o jeszcze chwilę drzemki.

Brazylijczycy mają niesamowitą mentalność, przynajmniej Ci trochę lepiej usytuowani. Jako że siła robocza jest tu strasznie tania, to praktycznie wszystkie mieszkania mają tu panie od sprzątania. W rezydencji Boulevard pani przychodziła 3 razy w tygodniu. W związku z tym mieszkańcy robią tu w dwa dni taki bajzel, na jaki nam potrzeba miesiąca. Gdy Agnieszka napiła się szklanki wody i chciała ją opłukać, nie udało się jej.

- Leave it. Cleaning lady will come soon. - Joao Luis.

Postanowiliśmy poszukać innego mieszkania.

Poszliśmy na uczelnię. Jest pilnowana lepiej niż Fort Knox. Ładny budynek 10 piętrowy. Można się dostać do niego z dwóch stron, z dwóch różnych ulic. Z jednej ulicy wchodzisz na parter, z drugiej na 7 piętro (na takich wzgórzach jest Sao Paulo umieszczone:P).

Przy wejściu spotkaliśmy Dragana - Austriak, WirtschaftsUniversitat in Wien. Poszliśmy razem do ichniejszego International Office.

- We don't work today. You have old information. But come, we'll see what can we do for you. - Paula Mello, international officer.

CRPM może się uczyć. Okazało się, że biuro nie przyjmuje studentów w piątki, ale nie było to jakimś większym problemem. Paula szybko zadzwoniła po szefową, udzieliła nam informacji wszytskich niezbędnych. Po 20 minutach przyszła Sonia i uzupełniła to, co trzeba i powiedziała, że jak będziemy mieli jakieś pytania, to oni co prawda nie przyjmują interesantów w poniedziałki (tylko wtorki, środu i czwartki) ale w końcu są tu dla nas, więc możemy spokojnie przyjść. Niesamowite, nie?

O 17.30 umówiliśmy się na oglądanie mieszkania. Poszliśmy z Draganem na obiad. Serce palmy (!?) smakuje jak słodko-kwaśna kukurydza.

Nie byliśmy jedynymi, którzy oglądali to mieszkanie. To był pierwszy problem. A potem się zaczęło. Tego się nie da opisać, co powoli wynikało z rozmowy. Ostateczne rozwiązanie jest takie, że pod numerem 62 w tym budynku mieszka Katrina i Phillipe - Słowaczka i Francuz, a pod numerem 72, bezpośrednio nad nimi my z Draganem. Dla zaciemnienia sytuacji - Katrina i Phillipe do wczoraj mieszkali pod nr 72.

Po podpisaniu umowy z właścicielką poszliśmy z powrotem do Joao Luisa. Szybka kąpiel i do łóżka. Była godzina 9.30. Pierwszy raz się obudziłem o 4 nad ranem (tak jakby 9 w Polsce). Ciężko jest jednak z tą zmianą stref czasowych. Niemniej jednak spaliśmy do 10tej. Męczące to było wszystko.

Za godzinę się przeprowadzamy...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ahoj Podróżnicy!

Rewelacyjny pomysł z blogiem :).
Dnia-nie-powszedniego perypetie + pióro Wojtka = lektura wyśmienita!

Gorąco pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

No to ładna historia....
Dobrze, że jesteście razem :) !!!
A toto mieszkanko?? To gdzie jest haczyk, że Katty i Fillipe vel Ross sie z tej 72 przenieśli do 62...??