Zastanwiające było to, że na 480 punktów odpraw na lotnisku we Frankfurcie bajzel był tylko przy standach Varigu. Okazało się jednak, że nie musimy nic załatwiać tylko pewnym krokiem możemy zasuwać do niesławnej bramki B44. Była 6.45, mieliśmy trzy godziny do odlotu.
W Realyu dostać można 13 różnych arabskich gazet. Zgadnijcie ile polskich...
Starbucks ma obrzydliwą kawę.
Paczka 20 tabletek aspiryny kosztuje 5,40€.
Na każdym punkcie kontrolnym śmieją się z posiadaczy biletów Varigu.
- Yes, we are Varig passangers. Second atempt. - Wojtek
Odprawili nas na szczęście bez problemu. Tylko znowu kazali mi pasek od spodni ściągać. Byliśmy szczęśliwi czekając już na zapokładowanie i patrząc na obiekt westchnień wielu pasażerów.
Przykre było tylko to, że nie mogliśmy patrzeć na te tłumy zabijające się o pozostałe miejsca, bo nadwyżka pasażerów wynosiła raptem kilka osób.
Lot trwał 11h. Obłożenie samolotu było pełne. Dali nam 2 posiłki - ciepły i zimny, różnica polegała na temperaturze tacek. Wylądowaliśmy w Sao Paulo o 5.20 czasu miejscowego. W Polsce była 10.20. Cały czas wydawało się nam, że różnica czasu to tylko -4h, a okazało się, że jest -5. Do teraz próbuję rozgryźć gdzie się zgubiła ta jedna godzina. Teoria, że sprawcą jest zmiana czasu na letni w Polsce upadła, gdy okazało się, że Brazylijczycy robią to samo.
Po 1,5h odprawie celnej ubrałem swój pomarańczowy kapelutek by buddy Agi mógł nas poznać i wyszliśmy mu na spotkanie.
Fabiano wygląda jak Steve Buscemi we "Wściekłych Psach" i jeździ najbardziej brazylijskim autem z możliwych - Fiatem Palio.
sobota, sierpnia 05, 2006
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz