Steinerberg Airport Hotel im Frankfurt am Mein (czy jakoś tak)
Jak na bankrutującą linię lotniczą wynajmowanie pokojów w pięciogwiazdkowym hotelu (choć Aga twierdzi, że były tylko dwie - ja tam nie wiem, na wszystkich gadżetach było pięć) dla 100 osób wydaje się być nadmiernym zbytkiem. Zdziwienia dopełnił fakt, że w hotelu przywitali nas z uśmiechem na ustach, otwartymi ramionami.
- We have Varig passangers since two weeks. - Abdul Erm-Jassabal, Mr. Receptionist.
Już o wpół do pierwszej otwarliśmy drzwi naszego pokoju i dłuższą chwilę kombinowaliśmy jak zapalić światło. Przełączniki nie chciały w żaden sposób reagować. Na szczęście Aga wymyśliła, że należy wsadzić kartę-klucz do takie śmiesznego urządzenia nad kontaktem i wszytsko będzie działać. Miała rację. Ale tak to jest jak buraków z eSGieHu wpuścić do ludzi..
Chyba nigdy w życiu nie jadłem obiadu o pierwszej w nocy. No ale jeśli Varig płaci...
Uruchomienie netu zajęło mi pół godziny. Facet w recepcji (już nie Abdul, tylko Robert) trzy razy pokazywał mi jak zapłacić za net kartą kredytową. Za 4-tym kazałem mu samemu spróbować. Fajnie jak Cię ktoś przeprasza. Szybko się okazało, że można zapłacić gotówką (swoją drogą - ***** hotel i 4euro za godzinę netu). Rozmowa pół godziny wcześniej.
- Kann ich mit dem Bargeld zahlen? - wojtek
- Nein. - nie-Abdul, nie-Robert, tylko ten trzeci
Spało mi się super. Pierzyny było więcej niż łóżka. Aga nie wyglądała na zachwyconą. Strasznie ją ta sytuacja z opóźnieniem zdenerwowała. Była taka przygaszona. Ani śniadanie, ani lunch, ba nawet 5 odcinków Lostów z rzędu jej nie poprawiły humoru.
O godzinie 6-tej opuściliśmy hotel. Samolot tak jak poprzedniego dnia miał startować o 22.05.
piątek, sierpnia 04, 2006
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz