piątek, sierpnia 25, 2006

Fauna

Amazonia... Ogromna część Brazylii. W zasadzie wiele osób utożsamia ten kraj właśnie z "płucami Ziemi". Miliony gatunków zwierząt z tego ogromna część nieznanych człowiekowi. Różnorodność zapierająca dech w piersiach.

Jako rezydenci w Brazylii i mieszkańcy Sao Paulo od trzech tygodni poznaliśmy tu na miejscu 3,5 gatunka fauny. A dokładniej karaluchy, mrówki faraonki, kleszcze i psy (a w zasadzie to psie odchody). Żywego psa jeszcze na oczy nie widziałem, więc to wcale nie jest pewne, że one tu istnieją. Ślady mogą być przecież zawsze podrzucane, w końcu jesteśmy tu w samym środku kampanii wyborczej.

Ciekawe jest to, że prawie w ogóle nie ma tu ptaków. Czasem coś, gdzieś tam przeleci i na ogół jest to helikopter.

Naszą przygodę z miejscowymi zwierzaczkami zaczęliśmy od mrówek. Bodajże trzeciego dnia na parapecie w kuchni zobaczyłem dwie takie małe, zabłąkane. Następnego dnia zlewozmywak był ich pełen. W tzw. międzyczasie Agnieszka zobaczyła karalucha. A przynajmniej tak twierdziła, ale było późno, ciemno, więc nikt jej nie wierzył. Kupiliśmy Raid na wszystko i zaczęliśmy wojnę. Przerzedziliśmy szeregi wroga, więc na dwa dni mrówki wycofały się by uporządkować szeregi, ale wysłały karalucha-skauta, który nie był dobrym zwiadowcą, bo wszyscy go widzieli. Zginął śmiercią bohatera.

Od tego czasu wojna trwa na całego. Mrówki się gdzieś okopały, co jakiś czas wysyłają do kuchni małe oddziały systematycznie likwidowane za pomocą Raida. Karaluchy też próbują wyczuć sytuację ale są bardziej cwane i lepiej zorganizowane. Próbowały nawet otworzyć drugi front w łazience, ale odparliśmy ich atak i zaminowaliśmy teren. Od tego czasu wojna nabrała zdecydowanie charaketr pozycyjny.

Z kolei kleszcze poznaliśmy po powrocie z Sao Roque. Agnieszka złapała jakiegoś, gdzieś. Wbił jej się w nogę zaraz nad kolanem. Jako, że FGV ma swojego lekarza (a nawet trzech) to Aga poszła do niego następnego dnia, by jej to świństwo z nogi wyciągnął. Doktor obejrzał, podrapał się w głowę i stwierdził, że nie trzeba wyciągnąć, jak się naje to sam odpadnie (sic!). Jako, że Aga nalegała to wziął nalał czegoś na wacik i zaczął go smarować tym wacikiem, co by sobie ten kleszcz polazł. Oczywiści nie pomogło, więc dopiero po dłuższej chwili podjął męską decyzję i postanowił chwasta wyrwać.

Niemniej jednak ciekawe podejście do robali tu mają. Pewnie w każdym budynku są tu karaluchy, bo administratorzy je ukradkiem podkarmiają...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ojojoj, znajac Agnieszke, musiala byc niezle wkurzona.. Lekarz zyje? ;)

Anonimowy pisze...

told Ya!!!
otrzegałam, że może być tam... interesująco z fauną....

ale ale.....
czy chciałbyś mi powiedzieć, że nie wzieliście tego Raid'a co Wam sprezentowałam....??? bo napisałeś "kupiliśmy Raid'a".....
hmmm....??? ładnie...
:> :> :)

a tak na marginesie:
jako, że mam pewne doświadczenie w zw. z kleszczami (kleszcze KOCHAJĄ psy....)
to mała rada: jak któreś z Was znów złapie kleszcza należy natychmiast pensetą po prostu go wyjąć, spokojnie, by główka tego czegoś wyszła (do tego naprawdę nie potrzeba lekarza), wtedy to badziewie nie pozostawi po sobie dawki swojej wydzieliny, którą wydala, gdy się go czymkolwiek smaruje, pryska etc. (wiem, obrzydliwe - ale ja jestem uodporniona ;p )
potem tylko obficie spirytusem przemyć i po dwóch dniach tylko malutka kropeczka będzie :)

ale żem się rozpisała :))
buzi.

Anonimowy pisze...

i co z tym Raid'em....??? :>
hm.....??

Funky Pumpkin pisze...

ja nie wiem czy Aga będzie chciała bym ją jak pieska potraktował :>

a co do Raida to będę szczery... Jeśli będziesz zawiedziona, albo zła, to przyjmę to z pokorą. Aga nie wzięła :]

Zabrała wszystkie prezenty i zważywszy na to, że mogliśmy tylko 20kg wziąć to zabrała tylko (tylko!!!!)...





czekoladę...

taka wstrętna :)